Sztuka przetrwania dla młodych ojców #4: frutti di mare


Frutti di mare, czyli po naszemu owoce morza, to mieszanka wszelakiego dobra, które morze wyrzuca na brzeg, a nie jest to ryba. Mówimy tutaj o takich stworzeniach jak: małż, kalmar, kałamarnica, przegrzebka, krewetka etc. Frutti di mare w formie głęboko mrożonej paczuszki to idealna potrawa dla młodych ojców, którzy patrzą jak ich żony zajadają się ryżem z marchwią.

Owoce morza głęboko mrożone należy przesmażyć na patelni, na odrobinie oliwy aż odtajają i się zagrzeją. Najlepiej jeżeli są już firmowo przyprawione, bo odpada nam jeden, kluczowy problem - jak to do cholery przyrządzić ? Całość w formie sosu z bliżej nieokreślonymi stworzonkami wylewamy na makaron. Najlepiej tagliatelle ponieważ jest on szeroki i dobrze zbiera sos.

Tu zapewne spodziewamy się rozpływania nad rozkoszami podniebienia rodem z najlepszych kuchni francuskich, opisów powodujących ślinotok do wnętrza klawiatury i barwnych fotografii. No fucking way! Poza barwnymi fotografiami dostajemy tylko twardą, śmierdzącą rybami rzeczywistość.

Kalmar smakuje jak nóżka kurczaka, która leżała w śmietniku na rybich flakach. Tak drodzy czytelnicy. Pisząc o owocach morza nie sposób pominąć bogatych doznań estetycznych towarzyszących spożyciu owego dania. Wachlarz jest szeroki i dotyczy wszystkich zmysłów.

Małże. Gdyby im się nie przyjrzeć wcześniej za dokładnie to smakują jak ślimak, tylko bez masła czosnkowego i ziół. Kiedy przyjrzymy się dokładniej zauważymy, że coś z tym stworzeniem jest nie tak. Żując je i czując jak jego wnętrzności rozlewają nam się w ustach z pewnością przejdzie nam przez głowę myśl o puszczeniu ukradkiem pawia.

W tej całej menażerii osobistości, najzwyklejsza i najbardziej szara wydaje się krewetka. Niezawodnie dobra. Rozgryzienie krewetki owocuje wrażeniem przebicia pęcherza pławnego wypełnionego po brzegi gumową pianką. Krewetki zawsze są dobre (raz tylko zdarzyło nam się kupić krewetki, które w trakcie gotowania cuchnęły tak, jak pawilon gadów w zoo).

Zjedzenie od czasu do czasu obiadu w McDonalds nie jest aż takim tragicznym pomysłem...


Komentarze

  1. Etykieta: niecodzienne rarytasy - hmmm ;)
    Jak to mówi mój młodziutki znajomy "fuj ble" ;P.
    Ale makaron chyba dał radę, co? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałem o najważniejszej zalecie frutti di mare - po wyrzyganiu można zjeść jeszcze raz. Smakują tak samo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz