Senojo Vilnaus


Jeżeli mam być szczery, to czuję pewien pociąg do Litwy. I nie wiem sam dlaczego. Litwini mają całkowicie absurdalny język. Ale mają i kwas chlebowy. I chleb litewski. Nie kojarzę akurat teraz jak on smakuje, ale sama nazwa "chleb litewski" powoduje ślinotok. Mają też na pewno mnóstwo innych dobrych rzeczy np. tego gościa, który sam wymierzył sprawiedliwość pedofilom. Ostatecznie zapił się na śmierć, ale Litwini uważają go za bohatera narodowego. I słusznie. Wiem jednak, że są też i jakieś niesnaski między naszymi narodami. Choć dawniej, w przeszłości, razem dokopaliśmy Krzyżakom.

Senojo Vilanus wziąłem z półki nieco na oślep. Naprawdę w tych sklepach jest już taki wybór, że człowiek wpada w stupor i nie jest w stanie się ruszyć. Nim moja świadomość zapadła się totalnie, wziąłem z półki pierwsze, lepsze piwo, którego etykieta wyglądała egzotycznie. I trafiło właśnie na Litwę.

No dobra. Zważyłem, że było ciemne, a to zawsze mam za plus, bom znudzon eurolagerami, a najłatwiej utrafić w coś innego biorąc ciemne właśnie.

I jak myślicie? Co się stało?

Ano piwo to jest ciemne i ma przyprawy. Goździki i takie tam. Smakuje jak grzaniec na zimno. Co osobiście odbieram jako...   dobre. Tak, pozytywnie. Wystarczy czasem otworzyć się na nowe, by dokonać ciekawego odkrycia.

Senojo Vilanus nie jest piwem, które zabrałbym na bezludną wyspę. Ale jest piwem, które pokazuje, że piwa, których nie zabrałbym na bezludną wyspę, mogą także być intrygujące.

Załóżmy oto bowiem, że mamy sobotnie popołudnie. Sobotnie, wrześniowe popołudnie. Na zewnątrz ostatnie podrygi lata, w łazience totalny rozgardiasz...  wiertarka leży samopas, kot leniwie byczy się na drapaku, z głośników sączy się .357 String Band...     czy w tej sytuacji można wyobrazić sobie coś innego niż Senojo Vilanus? Domyślam się, że trzeba mieć cholernie dobrą wyobraźnię, żeby w ogóle skumać, o co mi chodzi. 

Po prostu chcę napisać, że to piwo jest dobre, jak powiew jesiennego powietrza podczas spaceru w parku.


Komentarze